Czy wiesz co jesz?

W na­wyk więk­szo­ści z nas we­szło już chy­ba spraw­dza­nie da­ty waż­no­ści ar­ty­ku­łów spo­żyw­czych przed do­ko­na­niem za­ku­pu w skle­pie spo­żyw­czym. Przeterminowane pro­duk­ty cza­sem zda­rza­ją sie na pół­kach skle­po­wych, a zje­dze­nie cze­goś ze­psu­te­go nie jest ani zdro­we, ani przy­jem­ne. Nie wszy­scy jed­nak z nas zda­ją so­bie spra­wę, że rów­nie waż­ne jest zwró­ce­nie uwa­gi na skład­ni­ki, z któ­rych wy­pro­du­ko­wa­no po­szcze­gól­ne ar­ty­ku­ły spo­żyw­cze. Informacje dru­ko­wa­ne drob­nym dru­kiem na ety­kie­cie bę­dą przy­dat­ne nie tyl­ko dla aler­gi­ków. Na co więc szcze­gól­nie zwró­cić uwagę?

Czekolady. Uwaga aler­gi­cy – na więk­szo­ści z nich jest ostrze­że­nie, że mo­gą za­wie­rać śla­do­we ilo­ści orze­chów. Zwróćmy też uwa­gę, że część cze­ko­lad oprócz tłusz­czu ka­ka­owe­go za­wie­ra rów­nież in­ne tłusz­cze roślinne.

Pieczywo. Alergicy po­win­ni zwró­cić uwa­gę na to, czy nie za­wie­ra mle­ka lub ser­wat­ki. Pieczywo o prze­dłu­żo­nej trwa­ło­ści mo­że za­wie­rać środ­ki przeciwpleśniowe.

Syropy owo­co­we. Po pierw­sze, część z nich jest owo­co­wa tyl­ko z na­zwy. Towary o na­zwie „Syrop o sma­ku…” za­miast so­ku za­wie­ra­ją cu­kier oraz sztucz­ne barw­ni­ki i aro­ma­ty. Po dru­gie, sy­rop ma­ją­cy w na­zwie sło­wo „ma­li­na” nie­ko­niecz­nie mu­si za­wie­rać ma­li­ny. W han­dlu do­stęp­ne są wy­so­ko­sło­dzo­ne sy­ro­py aro­nio­we, któ­re po do­pra­wie­niu sztucz­ny­mi aro­ma­ta­mi uda­ją ma­li­no­we, wi­śnio­we i in­ne. Studiujmy więc bar­dzo uważ­nie to, co na­pi­sa­ne jest drob­nym drukiem…

Sery żół­te – cza­sa­mi moż­na się na­tknąć na wy­ro­by se­ro­po­dob­ne z do­dat­kiem tłusz­czu roślinnego.

Wina za­wie­ra­ją czę­sto siar­czy­ny. Nie są co praw­da tru­ją­ce, ale po nad­uży­ciu bę­dzie po nich bo­la­ła głowa…

Parówki po­win­ny za­wie­rać co naj­mniej 70% mię­sa. Dostępne w pro­mo­cji w hi­per­mar­ke­tach mię­sa ma­ją czę­sto śla­do­we ilo­ści, za­wie­ra­ją za to ka­szę man­nę, barw­ni­ki oraz wzmac­nia­cze sma­ku i zapachu.

Wędliny. Należy zwró­cić uwa­gę na „za­war­tość mię­sa w mię­sie”. Współczesne nor­my po­zwa­la­ją na wy­pro­du­ko­wa­nie z ki­lo­gra­ma mię­sa na­wet 2kg wę­dlin po­przez na­strzy­ki­wa­nie ich fos­fo­ra­na­mi oraz so­lan­ką. Szczególnie przy­glą­daj­my się to­wa­rom ma­ją­cym w na­zwie sło­wo „wy­so­ko­wy­daj­ny”.

Karma dla ko­tów. To co re­kla­mo­wa­ne jest ja­ko „so­czy­ste, mię­sne ka­wał­ki” mo­że za­wie­rać tyl­ko 4% (czte­ry pro­cent – to nie żart) mię­sa. Reszta to ga­la­ret­ka, wy­peł­nia­cze, biał­ko so­jo­we i ole­je. Pamiętajmy o tym, że kot jest (wbrew te­mu co my­ślą nie­któ­rzy pro­du­cen­ci kar­my) zwie­rzę­ciem mię­so­żer­nym, więc zdrow­sze (i tań­sze) bę­dzie da­wa­nie mu ryb, dro­biu i mięsa.

Oczywiście, ża­den z wy­mie­nio­nych wy­żej pro­duk­tów nie jest tru­ją­cy i jeść go moż­na, ale de­cy­zja o je­go kup­nie, a co za tym idzie i de­cy­zja o je­go zje­dze­niu po­win­na być świa­do­ma. Postuluję więc czy­taj­my ety­kie­ty – wiedz­my co da­je­my jeść na­szym dzie­ciom, na­szym zwie­rzę­cym przy­ja­cio­łom i nam samym.

Leave a Reply